„Praktyka uważności może pomóc uczniom w każdym wieku nastroić instrument, który służy im do nauki”. To obrazowe zdanie Jona Kabat-Zinn’a ze wstępu do książki „Szczęśliwi nauczyciele zmieniają świat” rezonuje z moim spojrzeniem na uważność w rzeczywistości szkolnej. 

Dzieci przychodzą do szkoły z jakiegoś domu, z jakiejś swojej rodzinnej sytuacji. Może jest tam przemoc, może tata pobił mamę, może jest alkohol, może jest bieda, może jest brak zainteresowania dzieckiem, może są jakieś problemy rozwojowe, dysfunkcje, może są jakieś problemy w relacjach, może jest choroba itd. Dziecko z tym wszystkim wchodzi na lekcję. I on to w sobie niesie, nie odcina się od tego, to w nim pracuje. A nauczyciel od razu każe mu pisać kartkówkę z tabliczki mnożenia, czytać tekst ze zrozumieniem, myśleć, skupiać się. Dziecko być może przyniosło w sercu i na barkach (czasem dosłownie) ogromny bagaż. 

Wyobraź sobie siebie. Przychodzisz do pracy z domu, w którym są jakieś problemy, większe czy mniejsze. Myślisz o nich, przeżywasz, nie możesz się skupić na pracy, wracasz myślami do trudnych sytuacji, szukasz rozwiązań. Jesteś cały w pracy? Nie. Dziecko w szkole też nie jest. 

Więc czy zamiast wychodzić z siebie i wściekać się (jako nauczyciel) nie lepiej poświecić trochę czasu na uważność, na stworzenie każdemu przestrzeni do pobycia ze sobą, posłuchania siebie, zauważenia siebie? To jak strojenie orkiestry przed koncertem. Każdy muzyk i instrument pojawił się na scenie z innego miejsca, każdy gra jakąś swoją melodię, w swojej tonacji! Aby zabrzmiała miła dla ucha harmonia każdy z nich musi oswoić się z miejscem, przestrzenią, sobą w niej, innymi. Orkiestra się stroi. Słucha dźwięków rozbrzmiewających z wewnątrz i z zewnątrz. Nie da się zagrać koncertu Brahmsa czy symfonii Sibeliusa z marszu, ot tak. Najpierw muzycy muszą dać sobie czas by się nastroić. By się wzajemnie usłyszeć. Dopiero potem mogą grać wspólnie. 

Na początku w klasie, wśród dzieci, będzie to być może spotykać się z drwiną, ironią, śmiechem, powątpiewaniem. Nikt, albo mało kto, uczy dzieci wglądu w siebie. Zauważania tego, co się w nich dzieje, nasłuchiwania i przyjmowania. To będzie najpewniej coś zupełnie nowego dla dziecka. Niektóre dzieci będą się może bały zaglądania w głąb siebie. Będzie to trudne. Ale jeśli nauczyciel, dorosły, rodzic będzie przekonany, że to ma wartość – nie podda się. Dzieci po pewnym czasie też to zauważą i będą się dopominać o ten czas. Czas słuchania i strojenia. By móc zagrać piękną symfonię… 

Leave a comment